KN Miłośników Opery z Akademii Muzycznej w Łodzi

Artysta operowy musi być elastyczny

 

Studenci i absolwenci Wydziału Wokalno-Aktorskiego zrzeszeni są w Kole Naukowym Miłośników Opery działającym przy Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. W ramach poszukiwań nowych dróg w sztuce wymyślili projekt „Z Opery do Hollywood”, który łączy pasję i miłość do klasycznego śpiewu operowego z uwielbieniem kina. W trudnym czasie pandemicznym stworzyli bogaty program, w którym wybrzmiały szlagiery przedwojennego i powojennego kina lat 30., 40. i 50., m.in. Diamonds Are a Girls Best Friend, Ada, to nie wypada!, Sex appeal, Singing in the Rain, Już nie zapomnisz mnie.

Projekt okazał się sukcesem, przyciągnął liczną widownię i zebrał pozytywne recenzje. Podczas konkursu StRuNa 2021 otrzymał nagrodę w kategorii art. Za produkcję wydarzenia, reżyserię, dobór repertuaru i kierownictwo artystyczne odpowiadali Magdalena Cieślak, Wojciech Sztyk oraz Wojciech Dzwonkowski. W planach Miłośników Opery – kolejne koncerty i spektakle, m.in. oparte na muzyce z seriali.

Z Wojciechem Sztykiem rozmawiamy o realiach pracy współczesnych śpiewaków operowych.

 

„StRuNa”: Z jakimi wyzwaniami muszą się mierzyć współcześni śpiewacy operowi?

Wojciech Sztyk: Muszą być na pewno bardzo wszechstronni. Dawniej wystarczyło nauczyć się partii materiału, założyć kostium i wyjść na scenę. Dzisiaj śpiewak operowy musi dysponować szerokim wachlarzem różnych środków, w tym tańca, gdy aktorskiej… Młodzi muszą patrzeć bardzo szeroko na stawiane im wymagania.

Poza tym ilość różnych dróg, możliwości poprowadzenia kariery wokalnej sprawia, że trzeba mieć otwartą głowę, np. na gatunki musicalowe czy nawet wokalistykę estradową.

Kiedyś wszystkie te gatunki korzystały z klasycznego warsztatu śpiewu – pieśniarze byli wykształconymi klasycznie śpiewakami. Dzisiaj rynek jest bardzo rozległy, otwarty na różne gatunki i aby się na nim odnaleźć, trzeba spróbować różnych rzeczy.

Czy to znaczy, że klasyczna sztuka operowa musi iść na pewne kompromisy, aby przetrwać?

Ja uważam, że to jest akurat jej szansa, rozwój. To poszerzenie możliwości, zwiększenie różnorodności. Kiedyś ramy gatunkowe opery były dość sztywne, konwencjonalne. Dziś mamy tam reżyserów o niemal filmowej wyobraźni, wymagających od śpiewaków aktorstwa dramatycznego. Najlepszym tego przykładem jest Mariusz Treliński, a wśród śpiewaków operowych – Tomasz Konieczny.

Czym innym jednak jest wspomniana przez Pana piosenka estradowa, a czym innym sztuka operowa. Idąc do opery, oczekujemy jednak określonej estetyki.

Oczywiście. Także nasze koło pozostaje wierne określonej technice śpiewu, jednak środki wyrazu są już z różnych dziedzin. Specjalizacje się rozszerzają. Nasze koło stara się otwierać na nowe horyzonty. Każdy z nas na etapie studiów powinien sprawdzić, w czym czuje się najlepiej.

Traktujecie to Państwo jako wyzwanie czy kompromis?

Dla nas jest to wyzwanie, przestrzeń, poligon, laboratorium… Na uczelni zajmujemy się stricte operą. Ale w kole realizujemy swoje zainteresowania, na które nie ma czasu w głównym nurcie studiów. W przyszłości reżyser może od nas przecież oczekiwać różnych zadań. Musimy być elastyczni. Koło naukowe daje przestrzeń do poszukiwania własnych dróg, a wspólne organizowanie takich widowisk – nie tylko jako wykonawca, ale przede wszystkim współtwórca – pozwala każdemu z nas zdobyć umiejętności pracy zespołowej, nauczyć się pokory i odpowiedzialności za cały zespół, a nie stawiać wyłącznie na siebie. Wierzymy, że ostatecznie każdy teatr (muzyczny czy dramatyczny) powinien być wspólnotą. Tego często brakuje i chcemy się temu stanowczo przeciwstawić poprzez naszą działalność.

[DR 2021]

Top