Projekt koła naukowego Experior dotyczący uzależnienia od pracy

Rozwój i postęp współczesnych społeczeństw odbywa się często bardzo wysokim kosztem. Jest nim między innymi uzależnienie od pracy. Problem ten staje się powoli chorobą cywilizacyjną.

 

Szacuje się, że przynajmniej jedna dziesiąta, choć według niektórych badań nawet jedna trzecia osób na świecie cierpi na chorobliwe uzależnienie od pracy. W Polsce może dotyczyć to nawet 15 proc. społeczeństwa.

Uzależnienie od pracy prowadzi do dalszych niebezpiecznych konsekwencji społecznych: wypalenia zawodowego, zaniku więzi społecznych, rozpadu rodziny, a także poważnych chorób.

Problemem pracoholizmu zajęli się studenci z koła naukowego Experior z Uniwersytetu Gdańskiego. W prewencji i redukcji negatywnych konsekwencji uzależnienia od pracy postanowili zastosować biofeedback EEG.

Jest to narzędzie, które do treningu i usprawnienia pracy mózgu wykorzystuje mechanizm biologicznego sprzężenia zwrotnego. Przy obserwacji częstotliwości fal mózgowych można poddać badanego ćwiczeniom relaksacji, co może pomóc w rozwoju mechanizmów radzenia sobie ze stresem.

– Typowe badanie EEG diagnozuje pacjenta poprzez wyłapywanie fal mózgowych, które mówią o określonej aktywności mózgu. W czasie treningu biofeedbacku, jak mówi sama nazwa, pacjent dostaje informację zwrotną. Nasz sprzęt reaguje na określony rodzaj fal mózgowych, które wiążą się z relaksacją. Uczymy, że dla pogłębienia tego stanu można próbować uspokoić oddech, myśleć o czymś pozytywnym, wyciszać się… Bez naszej ingerencji osoba badana może nauczyć się sama wyłapywać chwile, w których jest zrelaksowana, i radzić sobie w ten sposób ze stresem. Uczy ją to dobrych praktyk, które może zastosować w życiu – mówi Aleksandra Buźniak, członkini koła Experior.

Badanie pilotażowe gdańskich studentów przeprowadzono w grupie 16 pracowników trójmiejskich korporacji. Jak opowiada Aleksandra Buźniak, znalezienie tych osób graniczyło jednak z cudem. – Rozesłaliśmy listy do wielkich korporacji w Trójmieście. Odzew był minimalny, a osób zgłaszających się na badanie było bardzo mało. Później okazało się, że jeszcze trudniejsze jest jego kontynuowanie, przeprowadzenie pełnego cyklu. Część osób przychodziła tylko na pierwszą sesję i wycofywała się. Trudno im było przejść przez trening z samym sobą, co pokazuje, jak ciężko jest im dostrzec, że mają problem – mówi.

Zajęcia odbywały się raz w tygodniu przez miesiąc. Zdaniem Buźniak to absolutne minimum. Niestety tylko 27 proc. pracowników administracyjnych jednego z miejsc pracy zaproszonych do badania wypełniło testy przesiewowe. W tej grupie u blisko 30 proc. osób występowały znaczące objawy uzależnienia od pracy, ale tylko 2 proc. z nich zgłosiło się do dalszego badania.

To tym bardziej niepokojące, że jak mówi Aleksandra Buźniak, mimo rosnącego problemu osoby skarżące się na wypalenie zawodowe czy braki strategii radzenia sobie z utrzymaniem balansu między życiem zawodowym a prywatnym nie znajdowały rozwiązań, propozycji pomocy w swoim miejscu pracy.

– Oczywiście nie jesteśmy w stanie pomóc komuś, kto sam tego nie chce. Szkoda, że tak wiele osób wycofywało się, bo równocześnie często spotykaliśmy się z głosami, że taki trening jest dobrym momentem w ciągu dnia, chwilą, kiedy badani mają możliwość pobyć sami ze sobą, znaleźć czas na refleksję, wyciszenie – mówi Aleksandra Buźniak.

Dziś pracoholizm nie jest jeszcze uznawany za „prawdziwy” rodzaj uzależnienia. Zdaniem Buźniak problem zaczyna być zauważalny dopiero wtedy, gdy prowadzi do innych poważnych konsekwencji. Jakich? Na przykład do depresji.

Top